Mam takie wspomnienie z dzieciństwa. Na Mikołajki zazwyczaj dostawałam klasyczny czekoladowy kalendarz adwentowy. Sumiennie wydzielałam sobie jedną czekoladkę dziennie, lub czasem zjadałam 4, a następnie czekałam te kilka dni, aby wyrównać odliczanie z czasem rzeczywistym. Czasem z tyłu takiego kalendarza znaleźć można było kolorowankę. Papier był śliski, więc tylko pisaki dawały radę, choć i one miały problem z wysychaniem i oczywiście ręce stawały się kolorowe. Jednak dobrze pamiętam ten świąteczny poranek, gdy mama, rzecz jasna, krzątała się w kuchni, tata zajmował łazienkę, brat zaszywał się przed komputerem, a ja siedziałam pod choinką. Bardzo lubiłam spędzać w jej okolicy cały czas, póki z nami mieszkała. Tam chowałam się pod jej gałęziami i kolorowałam. To miłe wspomnienie spokoju, odprężenia, po całym tym świątecznym przygotowaniu.