Rysowanie smoka
Gdy moja mama szła ze mną do koleżanki, to wystarczyło zabrać kartki i kredki, aby wypić ciepłą kawę i sobie pogadać. Nie było to jeszcze rysowanie smoka, ale niewątpliwie pierwsze kroki w jego kierunku. Później każdą tylną okładkę zeszytu i wiele marginesów zdobiły „bazgroły”. Zaczęło się od zwierzątek i otaczającego mnie świata, przeszło w kolorowe kucyki, poprzez mangę, aż odkryło smoki! Jak zaczęłam rysować te fantastyczne stwory i skąd się wzięła moja pasja do nich? Zapraszam do przeczytania mojej smoczej historii.
Rysowaniem można powiedzieć, że zajmuję się odkąd byłam w stanie utrzymać w dłoni kredki. Zawsze bardzo mnie wciągało i poświęcałam temu zdecydowanie dużo czasu. Gdy w tle brzęczał odtwarzacz kaset VHS, uzyskanych oczywiście z wypożyczalni, a na ekranie skakały i czarowały kolorowe małe koniki, ja z zapałem tworzyłam na papierze ich przygody. Później wciągnęłam się w wielkie japońskie oczy. Komiksowy styl rysowania zawsze był mi bardzo bliski. Pewnego dnia w moje ręce wpadła pewna gazeta, w której znajdowały się recenzje gier komputerowych i specyficzny humor. To właśnie z jednej z umieszczonych tam ilustracji przerysowałam swojego pierwszego smoka. Były wakacje, siedziałam na drewnianej ławce, dokładnie pamiętam tamten dzień, od którego rysowanie smoka stało się moim „odruchowym bazgrołem”. Było to dwadzieścia lat temu.
Fantastyczne stwory i jak mnie znalazły
Można powiedzieć, że świat fantastyczny zawsze mnie interesował i inspirował. Po obejrzeniu „Niekończącej się opowieści”, mój świat powiększył się o kolejne. Kolejnym krokiem były dalsze tego typu produkcje i pielęgnowanie w sobie miłości do biologii, ale tej już z naszego uniwersum. Gdy komputeryzacja dosięgnęła i moje dzieciństwo, kompletnie wpadłam w grę „Heroes of Might and Magic 2”. Spędzałam w tym świecie niewątpliwie sporo czasu, bo mogłam tam być i ze smokami i innymi potworami. Do dziś pamiętam tajny kod na dodanie kilku czarnych smoków do swojej armii. Bez wątpienia nie było to chwalebne, ale moje sumienie było uspokojone tym, że tu nie chodziło o zwycięstwo w grze, ale podziwianie tych pikselowych piękności. Jakby kogoś to interesowało to kod ten to 23167.
Literatura działała bardziej na moją wyobraźnię, niż karmiła wizualne zmysły, ale mimo to również odnajdywałam tam to czego szukałam. Ogromny wir serii Dragon Lance wciągnął mnie bardzo. Historie o smokach, przygody tamtejszych bohaterów i te cudowne retro okładki książek były paliwem dla kolejnych smoczych rysunków. Powstawało ich coraz więcej, choć u ich boku były też wciąż mangowe postacie. Nie bez znaczenia pozostaje także intrygująca książka „Ostatni Lord Smok” Joanne Bertin, która w zasadzie nie jest dziełem wybitnym, ale doskonale wbiła się moją licealną wrażliwość.
Dalej były już kolejne części tzw „Hirosów”, ekranizacja „Władcy pierścieni”, czy historii Harego Pottera. Później było wiele innych utworów, które obecnie są stałym elementem kulturowego krajobrazu fantasy.
Iskra tworząca pracownię
W pewnym momencie smoki zaczęły wymykać się z płaskiej powierzchni kartki. Rysowanie smoka przeniosłam na inne powierzchnie. Stworzenia te zaczęły wdzierać się w moją garderobę i ozdoby. Na ścianach swojego pokoju wymalowałam smoki, były też oczywiście plakaty i figurki. Malowałam na koszulkach i przedramionach koleżanek z klasy przy użyciu czarnego długopisu.
Lubię praktyczne rozwiązania, sprytne patenty i po prostu ładne przedmioty. Rysunek jest bezsprzecznie wryty w moją rzeczywistość. Kocham fantastyczne stwory, ale też i te, powiedzmy – prawdziwe. Zoologia jest bliska memu sercu. Połączenie tych kilku rzeczy zrodziło we mnie iskrę, która zapoczątkowała pracownię ISKRAVA. Łączę w niej właśnie te wszystkie inspiracje i cieszę się, że mogę się dzielić z Wami tym, co z tego połączenia powstało.