Żywe trupy

Żywe trupy

Witajcie w koszmarze. Zdecydowanie jednym z większych lęków człowieka jest wizja, w której jego pozbawione duszy ciało pozostaje pod kontrolą mrocznych sił. Oto samo źródło motywu zombie i żywych trupów w ogóle. Zajmiemy się tym fenomenem, pokazując jego karaibskie korzenie i odniesienia do kultury powszechnej i tej najniższej, klasy B, C i dalszych.

żywe trupy

Żywe trupy to niewątpliwie jeden ze sztandarowych oksymoronów, czyli zestawień wyrazów o sprzecznym znaczeniu. Zastanówmy się jednak nad nim, wychodząc od historycznych źródeł. Leżą one w wierzeniach mieszkańców Haiti i kulcie voodoo. Wraz z potomkami afrykańskich niewolników, na Karaiby przybyła koncepcja, iż człowiek składa się z ciała i duszy. Czarnoksiężnik może zabić człowieka lub wykorzystać jego naturalną śmierć w sposób, który więzi ciało lub duszę i oddaje je w wieczną niewolę. Taki umarły niewolnik zwał się zombie lub cadavre1.

Sposób na zombie

Kapłani voodoo mogli tworzyć swoje prywatne armie zombie. Istotnie, słyszało się historie o plantacjach zasilanych pracą rąk umarłych niewolników. Z drugiej strony, czarownik mógł w glinianym naczyniu zamknąć duszę człowieka, by wykorzystać ją w dużo bardziej złowrogich celach – na przykład do zabicia kogoś. Taki uwięzionych duch zwany był zombie astral2. Z drugiej strony ciało żywego trupa napędzane było przez ducha śmierci Guede. W przeciwieństwie do demonów chrześcijańskiego świata, Guede są zrównoważone, inteligentne, mają swoje słabości – jak miłość do rumu. Ich domeną oprócz śmierci jest płodność. Ojcem duchów Guede jest bóstwo voodoo – Baron Samedi3.

Oczywiście magia nie byłaby magią, gdyby nawet z najkoszmarniejszej niewoli życia po śmierci nie było ucieczki. Ze stanu zombie oswobodzić może, jak głosi haitański folklor, zjedzenie soli lub słonej potrawy. Cadavre, który tak uczyni przypomni sobie, że nie żyje i wróci do grobu, by zagrzebać się w ziemi4. Poza tym zombie właściwie jest niepodatny na ból i bardzo trudny do „ponownego zabicia”.

Żywe trupy w rzeczywistości

Zombie to specyficzny stwór fantastyczny, o bardzo mocnej podbudowie naukowej. Niewątpliwie jedno ze źródeł lęku przed żywymi trupami znaleźć można w kulturze voodoo. Wiarygodne informacje badaczy i całkiem szalone bajania ludowe jednogłośnie wskazują, że czarownicy potrafią tajemnymi substancjami (atropina, hioscyjamina, tetrodotoksyna) wywołać u człowieka specyficzne zatrucie. Objawia się ono spowolnieniem reakcji, bezwolnym funkcjonowaniem, w którym osoba zaspokaja tylko najbardziej podstawowe potrzeby. Z takiego stanu może przejść do całkowitej utraty przytomności, w której zatrzymują się przejściowo funkcje życiowe5. Znane są przypadki zażywania konkretnych substancji odurzających (np. Alfa PVP), które sprawiają, że człowiek zachowuje się jak żywy trup – na przykład nie odczuwa bólu6. Szczerze mówiąc brzmi to przerażająco samo w sobie.

Nauka oferuje nam inne koszmary. Przede wszystkim godna uwagi jest choroba zwana zespołem Cotarda. Chory żyje w zniekształconej rzeczywistości, w której uważa, że nie żyje. Istotnie zaprzecza swojej egzystencji, na przykład uważa że poszczególne części ciała stopniowo odpadają. Dobrze znany jest przykład kierowcy Warrena McKinlaya, który po wypadku zapadł na opisana chorobę. Odmawiał jedzenia i snu, wskazując przytomnie, że umarłym to niepotrzebne. Co ciekawe, lepiej od jakiejkolwiek terapii, choremu pomogła rozmowa z innymi pacjentami7.

żywe trupy

Żywe trupy z papieru

Żywych trupów w kulturze popularnej jest szeroki wybór. Od pradawnych, piekielnie inteligentnych liczów, poprzez skazane na wieczne życie mumie egipskich dostojników, hedonistyczne wampiry, półzwierzęce ghoule, aż po opisywane wyżej zombie. Pozostańmy przy naszych już nieco oswojonych cadavres, a resztę towarzystwa odwiedzimy przy innych okazjach.

Zombie do słownika kultury zachodu wprowadziła książka Wiliama Searbrooka – „The Magic Island”. Jeszcze bardziej jednak obecnie znany obraz tych żywych trupów zawdzięczamy filmowi „Noc żywych trupów” z 1968 r. 8 W tym krwistym obrazie, reżyser George Romero, zawarł prawdopodobnie najważniejsze elementy obrazu zombie: powolność, bezmyślność, zbieranie się w grupy, głód, niewrażliwość na ból i bezduszna agresja. W „Nocy żywych trupów” zombie przez ugryzienie zarażali żywych swoistą chorobą. Ten motyw doprowadził wprost do fenomenu zwanego zombie apokalipsą, gdy wyobrażamy sobie, że cały ludzki świat zostaje zarażony i cywilizacja upada w błyskawicznym tempie.

Wiecznie żywe na wielkim ekranie

Filmów o zombie nie sposób zliczyć. Nie zamierzam nawet próbować. Warto zwrócić uwagę natomiast na klasyki gatunku: „Martwica mózgu”, „Powrót żywych trupów”, czy serial „Walking dead”. Każdy z nich oczywiście opowiada, tak naprawdę, nie o żywych trupach, ale o zupełnie żywych ludziach, starających się pożyć jeszcze troszkę. W ostatnich latach obserwujemy pewne symptomy wyłamywania się z klasycznego schematu. W filmie „World war Z” (który poza tytułem nie ma niemal nic wspólnego z książką o której niżej) obserwujemy plagę zombie o tyle straszną, że martwi potrafią biegać i polować na żywych. Podobnie prezentują się zarażeni przeciwnicy bohatera „Jestem legendą”. Z kolei „The cured” i „The girl with all the gifts” to już całkowicie nowe pomysły. Pierwsza z produkcji opowiada o problemach żywych trupów po tym, jak zostają wyleczone z choroby. Druga z kolei dotyka problemu dzieci urodzonych z zarażonych matek. Groza na zupełnie nowym, psychologicznym poziomie.

Kino klasy B na motywie zombie rozkwitło jak nigdy dotąd. W rezultacie otrzymaliśmy wiele dziwacznych, wręcz niesmacznych wariacji, takich jak „Zombiebobry”, „Czarna owca” (tak, owce zombie), „Poltrygeist” (drób zombie w knajpie z szybkim jedzeniem), „Zombie striptizerki” (komentarz zbędny). Warto odnotować fenomen kulturowy. Oglądanie zapewniacie sobie już na własną odpowiedzialność.

Zdigitalizowane

Gry komputerowe prawdopodobnie najwięcej wniosły twórczego spojrzenia na temat zombie. A nawet pozwoliły go w pewien sposób oswoić i uprzyjemnić. W „Plants vs zombies” bronimy się przed kolejnymi falami umarlaków, budzących bardziej wesołość niż lęk, za pomocą jeszcze bardziej niedorzecznych sposobów związanych z hodowlą roślin. Najbardziej klasycznie przedstawiają się survivalowe klasyki: „Dead island”, „The last of us”, czy „Left 4 Dead”, gdzie stajemy oko w oko z koszmarem jako ci, którzy ostatkiem sił trwają. Stare, jare i całkowicie nowatorskie podejście oferowali nam swojego czasu Japończycy w produkcjach „House of the dead”, a przede wszystkim w kultowym „Resident evil”. W tych dziełach niewątpliwie historia zatacza swego rodzaju koło. Plaga zombie nie jest bowiem efektem sił natury, jakiejś tajemniczej zarazy, ale wynika z pracy straszliwych, kompletnie szalonych naukowców. Warto zauważyć, że zgodnie z najlepszą tradycją horroru, wszystkie wymienione tytuły poza „Plants vs zombies” to niesamowicie brutalne produkcje.

W temacie żywych trupów mamy zatem dwa nie przystające do siebie obrazy. Folklor karaibski i kultura voodoo osadzają zombie w realiach magii i władzy czarowników. Nieumarli są tam niewolnikami, udręczonymi przez swoich panów. Kultura popularna uczyniła z zombie motyw grozy. Zombie rujnują cywilizowany świat, pożerają żywych, zarażają ich. Szerzą zniszczenie. A przede wszystkim, nie są pod niczyją kontrolą.

Moimi oczami

żywe trupy

Moja grafika prezentuje zombie w tradycyjnym ujęciu. Przede wszystkim jednak zombie to dla mnie rozpacz i groza braku życia. Jest noc, na polu ustała praca. Czarownik udał się na spoczynek. Ale jego nieumarli niewolnicy nie mają życia, do którego mogliby wrócić. Stoją i czekają, aż nadejdzie ranek. Nie pamiętający siebie, beznamiętny, obdarty mężczyzna czeka na koniec niewoli, który nie nadchodzi, bo życie w śmierci trwa.

Bibliografia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *