Wszystko to jednak było po to, by zaczaić się i zaatakować śpiące osoby. Zmora siadała następnie na piersi swojej ofiary, przez co brakowało jej tchu, a krew uderzała do głowy. Ta krew można było wypijać, korzystając z długiego języka. Czasem w tym celu trzeba było nadgryźć naczynie krwionośne na szyi6. Ofiara budziła się wyczerpana, bez sił, czasem ze wspomnieniem męczącego koszmaru, w którym nie mogła oddychać i krzyczeć. Zmora tymczasem, przed nastaniem dnia wycofywała się, by skryć się przed promieniami Słońca.