O potworach niewątpliwie opowiadać można na wiele różnych sposobów. Można poważnie i srogo. Jest całkiem szeroki trend opowiadania o nich z zastosowaniem naukowej dyscypliny. Można również zrobić to dowcipnie i lekko. Autorzy „Księgi potworów” skorzystali z trzeciej możliwości.
Kto tam na nas czeka?
Wydaje mi się, że „Księga potworów” miała zaprezentować nam najbardziej znane fantastyczne stwory. Tak jest w istocie. Nie sposób doszukać się tutaj jakiejkolwiek systematyki, czy klucza. Osobiście traktuję to jednak jako atut. Ten osobliwy bestiariusz (bo ośmielę się tak go nazwać) nie zamyka się w jakimkolwiek kręgu kulturowym, tylko gna przez galerię bardzo znanych, trochę mniej znanych, a nawet zupełnie nowych stworów. Opisy pisane są wierszem, a dodatkowo ozdobiono je ilustracjami.
Wewnątrz „Księgi potworów” czai się przede wszystkim Strach. Krótki wiersz wprowadzający na jego temat i jedziemy ekspresem w jedną stronę do krainy mitów. Tam czekają między innymi: Bazyliszek, Chimera, Centaur, Ork, Syrena, Gnom, Kraken, Rusałka, czy Cerber. Spotkamy też tajemnicze Delatury i zjadliwe Rusinki. To oczywiście żart twórców z samych siebie! Osobiście uważam, że zresztą udany.
Lekko, aż odlatuje
„Księga potworów” to przede wszystkim zbiór lekkostrawnych wierszy (chciałoby się powiedzieć – wierszyków) oraz ilustracji, również z przymrużeniem oka. Niewątpliwie jest lekko i jest w tym chyba pewna przesada. Kto interesuje się fantastyką, mitologią, opowieściami niesamowitymi, znajdzie jedynie humor podany na talerzu dekorowanym w kulturowe wzory. O takich stworach jak Goblin, Ork, Elf, Cerber, Kikimora czy Centaur nie dowiemy się z wierszy na kartach „Księgi potworów” po prostu nic. Otrzymamy najczęściej jakąś zabawę językową z udziałem nazwy potwora, a czasem – czegoś zupełnie innego.
W opozycji do opisanych wyżej przykładów znajdują się wiersze o Bazyliszku, Rusałkach, Smoku czy Sylfie, które mimo braku konkretnej treści edukacyjnej, stoją mocno na fundamentach legend. Wyróżnię tu Bazyliszka, który został zaprezentowany stosunkowo wiernie. Ból badacza potworów wywołany głodem wiedzy, jest gaszony (w pewnym stopniu) zaprezentowanym w części końcowej. Autorzy stworzyli minileksykon. Autorzy przedstawili nam dodatkowo pisane własnym językiem, bez naukowego zadęcia, charakterystyki tych stworzeń, które wcześniej mogliśmy spotkać na polu poezji.
Rym jest w tym
Rymy to istotnie najtrudniejszy w odbiorze element „Księgi potworów”. Wiersze są rymowane, ale czasem może lepiej gdyby nie były. Nie sposób podejrzewać autorów o brak umiejętności. Wydaje się, że to raczej dzika zabawa słowem pisanym, która wyrwała się spod kontroli. Neologizmy są wszechobecne i stosowane z premedytacją. Nie bądźmy gołosłowni i przytoczmy przykłady: „Gnom ma naturę zom, (a poprawnie złą)” lub chociaż „Niewiele wiadomo o Yeti, niesteti”.
Tak skonstruowane rymy mogą bawić i bawią. Wszystko rozbija się o oczekiwania czytelnika. Tytuł „Księga potworów” nie sugerował mi gejzerów śmiechu.
Potworne ilustracje
Podoba mi się to, że każdy z wierszy jest ilustrowany. Są one istotnie bogate w kolory, a walory graficzne podkreśla układ tekstu i rozmiar czcionek. Czasami podejście do potworów wydaje się luźne, ale koresponduje w tej dziedzinie z tekstem. Potwory i fantastyczne postaci rysowane są niby dziecięcą kreską, a to co widzimy zawsze odnosi się do tego, co czytamy. Niekiedy zdarza się, że na stronie jest jeden wyraz, a nawet zupełna cisza, okraszona bogactwem kolorów. Strona wizualna „Księgi potworów” zdecydowanie jest jej mocną stroną.
Księga potworów - Czy warto?
Cała trudność w odbiorze książki polega na niedopasowaniu oprawy do grupy odbiorców. Niewątpliwie praca w twardej oprawie, nawet z dowcipnym rysunkiem Chimery na okładce, całkiem gruba, kusi badaczy potworów i miłośników mitologii. Tymczasem lekkość wierszy i ilustracji wewnątrz sugeruje grupę docelową młodszą i nie koniecznie zainteresowaną głębokimi studiami kulturowymi. Reasumując – warto, ale przedtem lepiej „Księgę potworów” przekartkować i zmierzyć się z tym, czego od niej chcemy. Jeśli chcemy błyskotliwych zabaw językiem i obrazem, to zostaniemy nakarmieni kaloryczną strawą.
Recenzja książki „Księga potworów”, Michał Rusinek, ilustracje: Daniel de Latour, wyd. Zwierciadło sp. z o.o., Warszawa 2016.
Jeśli jesteś zainteresowany stworzeniem kubka, z fantastycznym stworem, specjalnie dla Ciebie, to zapraszam do kontaktu. Odwiedź też koniecznie mój fanpage na Facebooku.