Księga zwierząt niemalże niemożliwych
Życie zwierząt można badać różnie. Można obserwować na chłodno i z daleka. Niektórzy decydują się wejść pomiędzy nie, a nawet stać się częścią ławicy ryb, klucza ptaków, czy stada niedźwiedzi. Niewątpliwie na każdej uczelni wyższej jest też cała plejada biologów laboratoryjnych. Można też zrobić to inaczej – z pasją wiercić w kulturowych warstwach znaczeń, wertować bestiariusze i katalogować podręczniki oraz ustne przekazy. Takim badaczem chciał być Caspar Henderson. Tak powstała „Księga zwierząt niemalże niemożliwych”.
Zwierzęta możliwe i niemożliwe
Dowód na to twierdzenie znajdujemy już we wstępie, w którym autor przyznaje się, że na pomysł napisania swojej książki wpadł wyjeżdżając na urlop, obciążony wielką walizą woluminów. Istotnie, jest to główne źródło na jakim autor się opiera. Z tego powodu, znajdziemy w jego pracy nieprawdopodobne (choć w większości prawdziwe) opisy istniejących zwierząt, przemieszane z legendami i niedokładnymi, często zupełnie archaicznymi fragmentami dawnych encyklopedii i zbiorów. Z pewnością to główny atut książki. Ale nie jedyny, bowiem możemy się z niej dowiedzieć niemało o stworzeniach istniejących jedynie w wyobraźni. Autor przywołuje je tam, gdzie wydają mu się z jakiegoś powodu podobne do opisywanych.
Kogo zatem spotkamy w opisywanej księdze? Na 439 gęsto upchanych tekstem stronach spotkamy między innymi aksolotla, gąbkę, delfina, makaka japońskiego, ośmiornicę, motyla morskiego, sowę, żebropława, czy… człowieka. Wydaje się, że uszeregowanie wymienionych organizmów żywych w kolejnych rozdziałach jest wynikiem głównie przekory pana Hendersona. Wybór stworzeń również zaskakuje pozorną przypadkowością i miażdżącą przewagą tych, które zamieszkują morza i oceany. Mamy też reprezentanta wymarłych gadów – ketzalkoatla.
Pomiędzy zwierzęta dobrze znane biologii utkano opowieści o innych, które żyją w naszej wyobraźni. Jeśli szukamy opisów takich stworów jak A Bao A Qu, czy Obcy (znany z serii filmów o tym tytule), znajdziemy je sprytnie ukryte w pozornie naukowych wywodach. Z drugiej strony otrzymamy też pokaźną dawkę legend o dobrze znanych i szeroko opisywanych istotach. Za przykład posłużyć może niewątpliwie salamandra, której związki z ogniem nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Na granicy obłędu
Henderson ze względu na luźną formułę swojej książki, która nie udaje nawet, że pretenduje do miana poważnej pracy naukowej, pozwala sobie na wiele. Autor bywa jednostronny w opiniach, bywa też niepokojąco goniący za sensacją, lub rozrywką najniższych lotów. Nieprzypadkowo sięga po opis znanego z deformującej ciało przypadłości „człowieka-słonia” w rozdziale o gąbkach. W innym miejscu opisuje lazurowe stopy głuptaka, albo wskazuje, że samiec dropia potrafi latać, ale na fotografii „tylko się popisuje”. Wydaje się, że szczyt kontrowersji osiąga, gdy nazywa ratla „wrednym sukinsynem”.
Dla odbiorcy, który szuka solidnego oparcia w faktach i chce cieszyć się pięknem natury i kultury, niniejsza książka będzie przypominała nieopisany bałagan w pracowni szalonego naukowca. Można też jednak podejść do niej inaczej. Można wybrać się z autorem w podróż po jego umyśle, wypełnionym tyleż wiedzą, co mitami i – przecież to ludzkie – własnymi osądami. Czytając balansujemy na granicy nauki, mitu i szaleńczych pogoni wyobraźni.
Czy warto?
Lektura jest wymagająca. Dla wyjaśnienia podajmy, że każda strona jest niesamowicie wyładowana treścią. Czytelnicy z reguły rezygnują z czytania przypisów. Czytając „Księgę zwierząt niemalże niemożliwych” polecam ich nie omijać. W wydaniu, jakie opisujemy, są wręcz wyróżnione na czerwono. I słusznie, bo stanowią jakby dodatkowe akapity, wnoszące wiele do treści.
Za włożony wysiłek, „Księga zwierząt niemalże niemożliwych” odpłaca czytelnikowi poszerzeniem horyzontów. Praca wychodzi poza sztywne ramy biologii, łączy ze sobą różne dziedziny kultury, tak jak działo się to w dawnych bestiariuszach. Ich twórcy pisali niezwykle subiektywnie, łącząc badania, legendy i swoje domysły. Caspar Henderson niewątpliwie chciał stworzyć współczesną wersje bestiariusza. Współcześnie ciężko odtworzyć XVII-wieczną naiwność, więc wyszło nieco żartobliwie, ale zasadniczo skutecznie. Pracę warto polecić, choć nie nadaje się jako lektura dla umysłu zmęczonego dniem, tuż przed zaśnięciem.
Zajrzyj koniecznie do Leksykonu Fantastycznych Stworzeń pracowni ISKRAVA, gdyż tam znajdziesz opisy, historię i zanurzenie we współczesnej kulturze wielu niezwykłych bestii, stworów i potworów. Obserwuj mnie na Facebooku, gdyż w każdy poniedziałek pojawia się nowy wpis!
Recenzja książki „Księga zwierząt niemalże niemożliwych”, Caspar Henderson, wyd. Marginesy, Warszawa 2018.